piątek, 9 października 2009

light-through #1


light-through #1, originally uploaded by ola_er.

half-gone


half-gone, originally uploaded by ola_er.

loooking through the leaf


loooking through the leaf , originally uploaded by ola_er.

autumnal leaves


autumnal leaves, originally uploaded by ola_er.

No i nadeszła jesień... Dopóki jest jeszcze trochę słońca, to nie dopada mnie chandra. Ale podobno od jutra ma być już zimno, wietrznie i deszczowo. Brrrr....

Moje wielkie greckie wakacje

"Moje wielkie greckie wesele" to jedna z moich ulubionych komedii, gdzie świetnie pokazano grecką mentalność i przywiązanie do wartości rodzinnych. Twórcy filmu My life in ruins oczywiście chcieli przyciągnąć miłośników poprzedniej produkcji z Nią Vardalos, jak również polscy dystrybutorzy, wykorzystując podobny tytuł. Wspólnym mianownikiem tych dwóch jest osoba Nii w roli głównej i wątki greckie (tym razem rzecz dzieje się w Grecji). Ale do pierwowzoru filmowi daleko.
Mało śmiesznych sytuacji, mało wzruszeń. Film raczej mnie nie ruszył. Ot, taka z lekka romantyczna komedyjka na zimny jesienny wieczór we dwoje. Ale kocham Grecję, więc mam do Wakacji... lekki sentyment.
Moja ocena 6/10.

Bękarty wojny by Tarantino

Moja wizyta w kinie celem obejrzenia tego filmu zakończyła się szczęśliwie :) Co oznacza, że film mi się podobał. Natomiast zdziwiona byłam czytając recenzje w internecie, gdzie wszelakiego rodzaju "znawcy" wypowiadali się jak to Tarantino się skończył lub, że Pulp Fiction nakręcił dla Tarantino ktoś inny.
Oczywiście Pulp Fiction był genialnym filmem. Ale przypuszczam, że wielu ludzi nie doczekało do jego końca, ponieważ zbytnio ich znudził. Świetna konstrukcja była niesamowicie trudna dla przeciętnego widza.
To prawda, że Bękarty są łatwiejszym filmem w odbiorze, brak w nich odniesień i metafor typowych dla Pulp Fiction czy Reservoir Dogs. Wydarzenia też dzieją się w porządku chronologicznym. Jednak od pierwszej sceny porwała mnie historia alternatywnego zakończenia wojny (ach jaka szkoda, ze historia świata nie potoczyła się w ten sposób). No i Brad Pitt... Jak świetnie oddał mentalność i akcent typowego Jankesa, jego "Arrivederci" rozbawiło mnie do łez (pewnie to zboczenie zawodowe). Jego rola i rola Christophera Waltza są dla mnie mistrzowskie.
Moją ulubioną sceną jest ta w tawernie, gdzie napięcie da się dosłownie kroić.
Ogólnie film dla mnie miodny. Moja ocena 10/10.