poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Zagadka wszechświata rozwiązana :)

Z bash.org

" Dzięki lekturze for gazeta.pl dowiedziałem się, że jeśli mąż zdradza żonę, to dlatego, że jest on niedojrzały do małżeństwa i myśli tylko o własnych potrzebach. Natomiast w sytuacji odwrotnej, kiedy to żona zdradza męża, to dlatego, że jest on niedojrzały do małżeństwa i myśli tylko o własnych potrzebach.
Jakie to proste, prawda? :)"

niedziela, 30 sierpnia 2009

Pająki i pajęczyna

Pajęczynę udało się mi zauważyć pewnego razu na balkonie, zauroczyły mnie te malutkie kropelki rosy w środku.
Na deser pająk krzyżak. Chciałabym móc robić dobre, ostre zdjęcia, zastanawia mnie jak to robią "fachowcy." Bo mnie dobija moja trzęsąca się ręka.




Okolice Gołdapi

Okolice Gołdapi też mają wiele do zaoferowania. Znajduje się tutaj bogactwo naturalne (np. Puszcza Romincka), wiele zabytków (mosty w Stańczykach, Dubeninkach, Kiepojciach, wieże ciśnień w Gołdapi, piramida w Rapie, i inne), możliwość uprawiania sportów, takich jak pływanie, jazda na rowerze, wędrówki piesze. No i te widoki... Ta część Mazur jest górzysta, trochę tutaj jezior, po prostu malowniczo. Poniżej kilka widoczków.

Zamek w Węgorzewie. Ciekawe, bo nie wygląda jak zamek.

Takie sielskie obrazki prezentują nam Mazury.

Bocianów jest tam mnóstwo.

Mosty w Stańczykach, przypominające rzymskie akwedukty. Nie wiadomo dlaczego takie dzieło powstało akurat w tym miejscu, ale przypuszcza się, że miało to świadczyć o geniuszu inżynieryjnym Prus.

Piramida w Rapie mieszcząca grobowiec rodziny Fahrenheidów.

Krajobrazy Polski: Suwalszczyzna cz. II Augustów i Dowspuda

Na deser dostaliśmy godzinę czasu wolnego w Augustowie, który chyba najlepiej zwiedza się z łodzi (rejsu niestety nie mieliśmy w opcji). Sama mieścina to jedynie kurort turystyczny.

I na koniec zawitaliśmy do Dowspudy, gdzie znajduje się Pałac Paca, a właściwie to co sniego zostało. A podobno kiedyś był to najwspanialszy przykład architektury neogotyckiej w Polsce. Nie wiadomo, czy powiedzenie "Wart Pac pałaca..." pochodzi właśnie od tego miejsca. Dzisiaj mało zostało z perły neogotyku, jedynie kordegarda, wieżyczka i wejście, to samo miejsce jest ciekawie zagospodarowane - znajduje się na terenie szkoły a prowadzi do niego ścieżka dydaktyczna.

Pałac w Dowspudzie.

Rzeka Netta w Augustowie

Widok na jedną z ulic Augustowa.

Krajobrazy Polski: Suwalszczyzna cz. II Sejny i Studzieniczna

Szlakiem papieskim udaliśmy się następnie do Sejn, gdzie w niewielkiej mieścinie (in the middle of nowhere) znajduje się przepiękna barokowa świątynia, w której można zobaczyć cudowną figurkę Matki Boskiej typu szafkowego (figurka może być zamknięta lub otwarta, a wtedy prezentuje się całkiem inaczej). Sam kościół jest rzeczywiście imponujący, uroku dodaje mu też galeria rzeźb na zewnątrz.

Jedna z rzeźb przed świątynią Sejneńską.

Wnętrze kościoła w Sejnach

Cudowna figurka Madonny Sejneńskiej


Widok na świątynię sejneńską od frontu.

Później udaliśmy się do Studzienicznej, gdzie, w otoczeniu jeziora Studzienicznego znajduje się kościół drewniany z XIX wieku (dekoracje wykonane są z poroży), kaplica z cudownym obrazem Matki Boskiej oraz studzienka, z której woda uzdrawia choroby oczu i choroby narządów wewnętrznych.

Krajobrazy Polski: Suwalszczyzna cz. I Wigry

Jedną z wycieczek, którą zaoferował nam w sanatorium nasz team KO była wycieczka po Suwalszczyźnie. Zdecydowanie jest to region Polski wart bliższego poznania. Jedyny minus to fakt, że od Siedlec jest tam trochę za daleko.

Co okolice Suwałk mają do zaoferowania? Piękne widoki, dzika przyroda, ciekawe zabytki....

Na naszej trasie mieliśmy okazję przejechać część szlaku papieskiego (Wigry, Sejny, Studzieniczna). Ponadto pochodziliśmy trochę po Augustowie i zwiedziliśmy pozostałości pałacu Paca w Dowspudzie.

Zespół klasztorny w Wigrach położony jest malowniczo na cyplu pośrodku jeziora o tej samej nazwie. Tutaj przebywał papież w trakcie pielgrzymki w 1999 roku. Sam zespół założony został przez zakon Kamedułów. Spacer po klasztorze dostarcza szczególnych wrażeń, jak również wspięcie się na wieżę dzwonną i podziwianie stamtąd jeziora. Marzę o tym, żeby kiedyś móc odbyć lot balonem lub samolotem nad jeziorem, ponieważ widoki z góry są wprost urzekające (wystawa zdjęć na wieży stanowi niewielką namiastkę).

Dowiedziałam się też, że kościół czyni starania, żeby majątek wigierski wrócił do swojego pierwotnego miejsca. Być może za kilka lat zwiedzanie klasztoru będzie niemożliwe...

Widok na zespół klasztorny od strony foresterii.

Widok z wieży na dziedziniec z eremami (dzisiaj są tam pokoje hotelowe), z tyłu kościół.

Jezioro Wigry


Wieża dzwonna a na pierwszym planie figura św. Benedykta.


Wnętrze kościoła wigierskiego.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Polskie akcenty w America's got talent season 4

Lubię oglądać ten show ze względu na amerykańskie freaki i tu i ówdzie pojawiający się prawdziwy talent. W tym roku szczęścia w AGT szukali też Polacy mieszkający w Stanach: Duo Design (akrobaci) i Alizma (śpiewające trojaczki/skrzypaczki). Oto ich występy:



Nie będę się wypowiadać na temat talentu obydwu grup. Skoncentruję się natomiast na tym, jak zostali oni przedstawieni. Duo Design mówią jak kosmici i wyglądają jak kosmici - tak wypowiedział się o nich Hasselhoff (co prawda ich akcent był koszmarny, ale mówili płynnie). Natomiast trojaczki okazały się dosyć kłótliwe i słychać w tle ich rozmowę po polsku, która niestety roi się od przekleństw.

Ciekawe jak ma to zmienić postrzeganie Polaków przez inne nacje?

Tess Gerritsen: Ogród kości

Kolejna moja wakacyjna zaległość to Ogród Kości autorstwa Tess Gerritsen. Wykracza ona poza swój kanon thrillera medycznego i akcja przenosi się ze szpitala w czasy nieco zamierzchłe. Równolegle toczy się watek współczesny.
Oto co pisze merlin.pl o książce:
"Julia Hamill dokonuje makabrycznego odkrycia na terenie swojej posiadłości w Massachusetts - wykopuje czaszkę kobiety noszącą nieomylne ślady popełnionej zbrodni. Odpowiedzi na pytanie, kim jest zamordowana, należy szukać w innej epoce. Boston, rok 1830. Norris Marshall, utalentowany, choć ubogi student medycyny, zamieszany w handel zwłokami, staje się głównym podejrzanym w sprawie kolejnych mordów - najpierw pielęgniarki, potem znanego lekarza. Aby dowieść swojej niewinności musi odszukać jedynego naocznego świadka zbrodni. Trzymająca w napięciu, perfekcyjnie skonstruowana i wierna realiom epoki opowieść zręcznie splata dzieje bohaterów z XIX i XX wieku."
Książkę czyta się z zapartym tchem, ale wolę jednak typowo medyczne :)
Moja ocena 8/10

John Grisham: Testament

W ciągu mojego długiego pobytu w sanatorium, udało mi się przeczytać jedynie 1,5 książki. W całości był to właśnie Testament - autorstwa jednego z moich ulubionych thrillerów prawniczych - Johna Grishama.
Ekscentryczny miliarder zmienia swój testament, na który czeka zwariowana i żądna kasy rodzinka i popełnia samobójstwo. Zapis w testamencie okazuje się co najmniej szokujący i oczywiście dzieci-pasożyty i ex-żony-pijawki próbują obalić dokument, który pozbawia ich części 11-miliardowej fortuny. Pozostaje oczywiście odnalezienie właściwej spadkobierczyni, której miejsce jest nieznane, wiadomo jedynie, że jest misjonarką pracującą w dorzeczu Amazonki.
Na wszystkie książki Grishama, której przeczytałam, ta chyba jest najsłabsza. Koniec był prawdziwie zaskakujący, ale poza tym wiało nudą. Wydarzenia były całkowicie przewidywalne, zabrakło też tego, co lubię u Grishama - wyjaśnień zawiłości prawniczych i ujawniania tajemnic prawniczego świata.
Moja ocena 3/10.

Mistresses UK

Niedawno obejrzałam ten serial, od razu obydwie serie (na trzecią trzeba niestety poczekać... i to chyba dosyć długo). Jak zwykle, musiał przeleżeć ponad pół roku i w końcu doczekał się mojej uwagi. I było warto.
Serial opowiada historię 4 kobiet po 30-stce i ich sercowych problemów. Każda inna, każda ma inne sercowe kłopoty. Samo życie :) Brytyjska wersja Seksu w wielkim mieście, chociaż Carrie i jej przyjaciółki często wywołują u mnie salwy śmiechu.
Trailer:

środa, 26 sierpnia 2009

Moja kosmetyczka

Uwielbiam kosmetyki do makijażu, choć przyznam szczerze rzadko się maluję. Czasami się boję, że to co wyprodukuję będzie zbyt kolorowe i widoczne. Ale właśnie taki makijaż lubię - kolorowy, nietypowe połączenia kolorów (ostatnio zachwycił mnie fiolet z żółcią). Poniżej zebrałam swoje kosmetyki, takie małe podsumowanko (oczywiście wydałam zdecydowanie za dużo) :)
Pędzle do makijażu, bo lepiej mi się nimi maluje :)

Linery i kredki. Od lewej: grafitowy Inglot (może być), fioletowy Pupy z limitowanej kolekcji (malowanie kredki nawet dla niewprawionej ręki to błahostka), kredka do ust Isadory, kredka czarna Pupy (super miękka), kredka Clarinsa granatowa i coś Oriflame'a w rodzaju kredki/szminki do oczu (do dupy).


Podkłady: max factor (dobrze kryje, ale czopuje pory i po całym dniu twarz aż boli od noszenia), mineralny maybelline (nawet niezły, choć niedokładnie wtapia się w skórę) i double light wear Estee Lauder (bardzo lekki, nie czuć, ale jest bardzo trwały).

Paletki cieni - Estee Lauder z limitowanej edycji Bronze Goddess (takie sobie, raczej nietrwałe), Clarins z edycji wiosennej 2009 (świetne kolory, trwałe i łatwo się nakładają), Pupy do smoky eyes (bardzo fajne matowe cienie).


Korektory i bazy - max factor (dobry), baza rozświetlająca Estee Lauder (super - poprawia koloryt, wyrównuje pod podkład i lekko rozświetla), baza pod cienie z Sephory (taka sobie).

Róż Lancome - nie mam porównania, ale z tego jestem zadowolona.

Puder mineralny Isadory (super), puder brązująco-rozświetlający Estee Lauder (fajny, ale bez rewelacji).

Tusze - Maybelline (średnio trwały), Lash Queen Heleny Rubinstein (super, pogrubia i wydłuża, do tego nie kruszy się i jest bardzo trwały), maybelline (z jakąś dziwną szczoteczką), Max Factor (bardzo dobry tusz, ale efekt wydłużenia rzęs długo się nie utrzymuje), Clarins granatowy (fajnie pogrubia rzęsy i ma ciekawy kolor).

Błyszczyki (jakoś szminki mnie nie kręcą) - Rimmel (fajny, ale mało trwały), Loreal (jeden z lepszych błyszczyków jakie miałam - super trwały), Estee Lauder (też bardzo fajny), Helena Rubinstein (też super), Maybelline (fajny kolor i jest nawet trwały), Avon (jakoś rzadko używałam, ale Avonu nie za bardzo lubię).
No i kolekcja cieni - Pupa (fajne kolory, można stosować też na mokro, ale nie są strasznie trwałe), Inglot (te prostokątne OK, te okrągłe są super trwałe, ale ciężko się nanoszą), Shiseido w kremie (rewelacja, chociaż mają mały wybór kolorów), MAC (super wybór kolorów i są bardzo dobre - trwałe, dobrze się nanoszą), w kremie Avon i Oriflame (bardzo kiepskie), Pierre Rene (nie trafiłam w kolor), Isadora (nie trafiony kolor).

sobota, 15 sierpnia 2009

Konik polny


W Szczebrzeszynie..., originally uploaded by ola_er.

Owady się w ogóle ciężko fotografuje, ale udało mi się złapać konika polnego, i moim zdaniem, jest to jedno z moich lepszych zdjęć.

Potwór


monster, originally uploaded by ola_er.

Brrrrr..... Nie cierpię pająków. Ale oczywiście cykam im fotki kiedy tylko zdołam :)

Jezioro Gołdap

Położone na granicy dwóch lasów - Lasu Kumiecie i Puszczy Rominckiej. Przebiega na nim granica Polski z Obwodem Kaliningradzkim. Podobno jedno z czystszych jezior w Polsce - może rzeczywiście tak jest, ale zamieszkuje go ogromna ilość mikroorganizmów i nie jest przejrzyste. Kąpałam się w nim tylko raz (no może dwa - jeśli podtopienie mnie przez ratownika na rowerze wodnym można uznać za kąpiel).

Może nie jest to najpiękniejsze ani najciekawiej położone jezioro w naszym pięknym kraju, ale na pewno ma swój urok. Kręci się tam stosunkowo niewiele ludzi (skupionych wokół dwóch większych ośrodków - Leśnego Zakątka i OSiRu). Zdołałam poznać dosyć dobrze jego zachodnią część podczas długich i częstych spacerów.




Moje wielkie sanatoryjne "wakacje"

Kilka dni temu powróciłam z Gołdapi z mojego pierwszego (i jak na razie ostatniego) pobytu w sanatorium. W kwietniu złożyłam w ZUSie wniosek o przyznanie mi sanatorium w związku z nadciśnieniem (skutek uboczny cukrzycy, na którą choruję) i dwa tygodnie później dowiedziałam się, iż z dniem 20 lipca rozpoczynam 24-dniowy turnus rehabilitacyjny w dotychczas nieznanym mi zakątku naszego pięknego kraju - w Gołdapi, mieście przygranicznym, położonym na terenie również mało mi znanego regionu, jakim są Mazury.

Początkowo z zapałem i chęcią, później z taką nieśmiałością, a na końcu z przerażeniem (jak wytrzymać 24 dni bez mojego kochanego misia i cywilizacji - czyt. internetu???), zostałam wywieziona autokarem w kierunku północnego krańca Polski.

Moją destynację stanowiła niekoniecznie sama miejscowość Gołdap, ale miejsce położone głęboko w Lesie Kumiecie, mieszczące się przy ul. Wczasowej 7, Sanatorium WITAL. Zresztą, na chwilę obecną, jedyne sanatorium na Mazurach. Moloch zdolny pomieścić ok. 500 kuracjuszy, działający przez cały rok. Na całe szczęście, udało się pojechać w samym środku wakacji, co pozwalało uniknąć nudy i pozwoliło się rozkoszować spacerom w lesie, nad jeziorem, w lesie, nad jeziorem, i tak w kółko.

Mój turnus stanowiło ok. 50 osób, rzuconych w głąb lasu, zmagających się z różnymi dolegliwościami, głównie krążeniowymi (stany pozawałowe, arytmie, nadciśnienia i inne świństwo wszelakie). Jak to w życiu bywa, z sercem problemy mają przede wszystkim panowie, prowadzący mało zdrowy tryb życia - i takie właśnie miałam towarzystwo. W lesie mało było okazji do wdychania świeżego powietrza (podobno najczystsze w Polsce), ze względu na ogromną ilość palaczy. Dopiero wejście głęboko w las pozwoliło docenić zapach żywicy, grzybów i runa leśnego.

Pierwszy dzień to była podróż (niesamowicie wolna droga przez 300 km wlokąca się ok. 6 godzin), wieczorna wizyta u lekarza (pozdrawiam dra B. Żmudę) i wstępny rekonesans terenu (którędy najbliżej do jeziora?).

Kolejny dzień stanowiły 3 posiłki (które od tej pory, przez 20 z hakiem dni będą wyznaczały rytm dnia), spotkanie organizacyjne (którego głównym przesłaniem było: myjcie się panowie i panie, bo wody u nas pod dostatkiem) i dalszy rekonesans.

Potem nastąpiło 18 dni (+3 niedziele) obfitujących w zabiegi. Ponieważ okazało się, że dla sercowców zabiegi to żadna przyjemność (o samych zabiegach nieco poniżej), postanowiłam nieco schudnąć, dlatego jako jedna z nielicznych osób, poprosiłam o przeniesienie mnie do stolika dietetycznego, na dietę 1000 kcal.

Ponieważ stanowiłam model rehabilitacji A (ten lepszy - cokolwiek to znaczy), dostałam mnóstwo zabiegów z grupy "dla kardiologów," a były to:
- cykloergometr interwałowy (jazda na rowerkach podłączeni do monitora pracy serca): codziennie o 9.30
- gimnastyka ogólnousprawniająca (wygibasy na materacu): codziennie o 12.30
- trening stacyjny (po 4 minuty na bieżni, rowerku, atlasie itd): dwa razy w tygodniu o 16.00
- gimnastyka w basenie (moja ulubiona): trzy razy w tygodniu o 13.30
- spacer w terenie (normalny spacer, ale trzeba było puls trzy razy mierzyć, i pod nadzorem): trzy razy w tygodniu o 11.30
- rower w terenie (jazda rowerem do szosy i z powrotem, z obowiązkowym mierzeniem pulsu): raz w tygodniu o 11.30
- marsz norweski (lepiej brzmi nordic walking - i tu gratka, we dwie z Marzenką/moją współlokatorką, z Panem Ernestem - chwalonym pod niebiosa w internecie): raz w tygodniu o 11.30
- masaż szyjki (wybłagałam u lekarza), trzy razy w tygodniu o 10.30
- natrysk płaszczowy (super sprawa), dwa razy w tygodniu o 15.00.

Do tego każdy kuracjusz skierowany przez ZUS musiał odbyć 8 treningów relaksacyjnych (leżenie na materacu do wtóru muzyki uspokajającej) i przejsć kilka szkoleń dotyczących zdrowego trybu życia, chorób z profilu chorobowego, itp.

Program zajęć był więc napięty. Do tego wieczorami w Sali Cudów (czyli Kawiarni, gdzie wszystkie dolegliwości cudownie ustępowały) odbywały się dyskoteki, tudzież dancingi z gwiazdą Gołdapi - zespołem Belcanto. Nasz team KO zorganizował też parę wycieczek, m.in. po Suwalszczyźnie, do Wilna, Smolniki, Stańczyki, Rapa i Bezkrwawe Safari (mało marketingowa nazwa jak dla mnie). Krótko mówiąc - raczej się nie nudziłam.

Jak oceniam pobyt? Na pewno mogło być gorzej, ale marzę o wyjeździe typowo wakacyjnym. Tęsknota doskwierała. Nudzić się - nie nudziłam. Kawałek Polski zobaczyłam. Czy pojadę znowu? Teraz nie wiem. Towarzystwo? Ludzie różni, ale chyba zawsze znajdzie się kogoś do pogadania.

Poniżej parę zdjęć tego przybytku.
Tu mieszkałam - w budynku Borowin i Hydroterapii, czyli B. A poniżej główny budynek-moloch.

niedziela, 2 sierpnia 2009

czerwończyk dukacik (Lycaena virgaureae)

Malutki motylek (ok. 2 cm) latał sobie po polach koło jeziora Gołdap

rusałka pawik (Inachis io)


rusałka pawik (Inachis io), originally uploaded by ola_er.

Udało mi się również ustrzelić rusałkę pawika.

rusałka laik (Nymphalis vaualbum)

Kolejny motyl do kolekcji zdjęciowej. Chyba prawidłowo zidentyfikowałam go jako rusałkę laika. Jeśli nie - niech ktoś mnie wyprowadzi z błędu.