piątek, 9 października 2009

Bękarty wojny by Tarantino

Moja wizyta w kinie celem obejrzenia tego filmu zakończyła się szczęśliwie :) Co oznacza, że film mi się podobał. Natomiast zdziwiona byłam czytając recenzje w internecie, gdzie wszelakiego rodzaju "znawcy" wypowiadali się jak to Tarantino się skończył lub, że Pulp Fiction nakręcił dla Tarantino ktoś inny.
Oczywiście Pulp Fiction był genialnym filmem. Ale przypuszczam, że wielu ludzi nie doczekało do jego końca, ponieważ zbytnio ich znudził. Świetna konstrukcja była niesamowicie trudna dla przeciętnego widza.
To prawda, że Bękarty są łatwiejszym filmem w odbiorze, brak w nich odniesień i metafor typowych dla Pulp Fiction czy Reservoir Dogs. Wydarzenia też dzieją się w porządku chronologicznym. Jednak od pierwszej sceny porwała mnie historia alternatywnego zakończenia wojny (ach jaka szkoda, ze historia świata nie potoczyła się w ten sposób). No i Brad Pitt... Jak świetnie oddał mentalność i akcent typowego Jankesa, jego "Arrivederci" rozbawiło mnie do łez (pewnie to zboczenie zawodowe). Jego rola i rola Christophera Waltza są dla mnie mistrzowskie.
Moją ulubioną sceną jest ta w tawernie, gdzie napięcie da się dosłownie kroić.
Ogólnie film dla mnie miodny. Moja ocena 10/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz